Drożdżowe ciasto ze śliwkami
Uwielbiam ciasta drożdżowe i chociaż trzeba poświęcić im trochę czasu, to na pewno warto je upiec. Sezon na śliwki trwa, więc nie ma na co czekać – do roboty!
Smaku dopełnia zniewalająca kruszona o lekkim cynamonowym smaku. Przepis pochodzi ze strony moje wypieki.
Składniki na zaczyn:
- 4 łyżeczki suchych drożdży (16 g) lub 32 g drożdży świeżych
- 1/2 szklanki letniego mleka
- 1/2 szklanki mąki pszennej
- 1/4 łyżeczki cukru
Składniki na ciasto:
- 1/2 szklanki letniego mleka
- 1/2 szklanki cukru
- 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii lub kilka kropel aromatu waniliowego
- otarta skórka z połowy cytryny
- szczypta soli
- 1/4 kostki rozpuszczonego masła*
- 1 jajko
- 1 żółtko
- 2 i 3/4 szklanki mąki pszennej
- śliwki węgierki, około 1/2 kilograma
Składniki na kruszonkę:
- 180 g mąki pszennej
- 100 g cukru
- cukier waniliowy – 16 g
- pół kostki roztopionego masła
- 1/4 łyżeczki cynamonu
Do miski wlewamy lekko ciepłe mleko i dodajemy pokruszone drożdże. Następnie dodajemy mąkę oraz cukier i wszystko starannie mieszamy. Przykrywamy ściereczką, wstawiamy w ciepłe miejsce i czekamy, aż drożdże zaczną pracować a zaczyn podwoi objętość.
Po tym czasie dodajemy pozostałe składniki (powinny być w temperaturze pokojowej) i wyrabiamy gładkie i elastyczne ciasto. Znowu przykrywamy i zostawiamy do wyrośnięcia w ciepłym miejscu na około godzinę.
Gdy ciasto wyrasta my robimy kruszonkę: mąkę mieszamy z cukrem, cukrem waniliowym i cynamonem. Wszystko zalewamy gorącym i roztopionym masłem. Mieszamy, najlepiej ręką, i wyrabiamy kruszonkę. Śliwki myjemy, wyjmujemy pestki.
Wykładamy papierem do pieczenia dużą blachę np. 40 x 30 cm i przekładamy do niej wyrośnięte ciasto. Rozprowadzamy je równo i układamy na nim śliwki skórką do dołu. Wszystko posypujemy kruszonką i ponownie odstawiamy w ciepłe miejsce na około pół godziny.
Pieczemy w temperaturze 180°C przez około 50-60 minut, aż kruszonka lekko się zarumieni, do tzw. suchego patyczka.
boże, jakie ono było dobre. No mówię Wam. Jeden dzień na zniknięcie potrzebowało i to trzeba było się hamować, żeby to był dzień nie godzina…